Pierwszy śnieg jesieni, czyli wycieczka na Kopę Kondracką


Wrześniowe Tatry rozpocząłem od spokojnego spaceru w Dolinie Kościeliskiej. Wieczorem szykowały się jednak znacznie większe emocje niż podczas popołudniowego spaceru. Tego dnia reprezentacja Polski w siatkówce miała zawalczyć o złoty medal MŚ, które odbywały się w naszym kraju. Naprzeciw naszej drużyny stawał nie byle kto, bo sama Brazylia, drużyna bardzo mocna i utytułowana. Po czterech setach cieszyliśmy się ze złotego medalu, a ostatniego seta oglądałem w emocjach, na stojąco. Radość była podwójna, bo zdobyliśmy złoto na ojczystej ziemi.

Następne dwa dni, deszczowe i mgliste nie nastawiały mnie optymistycznie do kolejnych wycieczek. W środę pogoda miała się poprawić. O poranku, gdy wyjrzałem przez okno swojej kwatery ujrzałem błękitne niebo. Po szybkich, porannych obowiązkach wyruszyłem z myślą zobaczenia jesiennych kolorów. Gdy ujrzałem góry, moim oczom ukazały się białe szczyty. Pomyślałem: to pierwszy śnieg tej jesieni, więc trzeba go fajnie wykorzystać. Wsiadłem w bus i ruszyłem z Kuźnic na niebieski szlak, biegnący do Kondratowej Doliny.



Dolina olśniewała kolorami, a od 1600 m n.p.m. królowała biel. Ruszyłem w kierunku Przełęczy pod Kopą Kondracką. Przez chwilę szedłem z dwoma panami, którzy zastanawiali się nad dalszą wędrówką. Obawiali się sporego śniegu, lecz w końcu ruszyli ku przełęczy.

Droga na przełęcz przebiegała spokojnie. Pokonywałem kolejne metry po świeżym śniegu. Szkoda trochę mi było kolorów Czerwonych Wierchów, ale biel również mnie zachwycała, szczególnie, że tam gdzie szedłem rozpościerały się cudowne widoki Tatr Wysokich. Godzina drogi minęła szybko i przełęcz została osiągnięta.












Na przełęczy spędziłem parę sympatycznych chwil. Na Kopie Kondrackiej byłem 20 minut później, czyli osiągnąłem cel mojej wycieczki.

Na szczycie spędziłem sporo czasu rozkoszując się widokami. Tak jak myślałem, Tatry Wysokie były pięknie pokryte śniegiem. Rozkoszowałem się tymi widokami przez długi czas. Najważniejsza góra Polski, Giewont królował nad Tatrami bez pokrywy śnieżnej. Widziałem sporo chętnych turystów na szlaku chcących zdobyć jego szczyt. Słońce, które świeciło bardzo, mocno wynagradzało niedogodności poprzednich deszczowych dni.









Ruszyłem w drogę powrotna żółtym szlakiem w kierunku Kondrackiej Przełęczy. Śniegu po drodze było sporo, lecz dla mnie nie stanowił problemu. Po 40 minutach byłem na przełęczy. Szedłem dalej prosto, by po 10 minutach skręcić

w lewo, przez Grzybowiec w kierunku Strążyskiej Doliny. Miałem przed sobą około 2 godzin drogi. Idąc, podziwiałem ośnieżone szczyty i zbocza gór, jak również zielone doliny Tatr.









Droga w promieniach słońca przebiegała bardzo przyjemnie. Nuciłem sobie różne melodie, a mijającym mnie ludziom mówiłem „dzień dobry”. Jeden z turystów uprzedził o niedźwiedziu, który ponoć był przede mną. Lecz powiedział to w taki sposób, iż uznałem to bardziej za formę żartu czy wystraszenia mnie, niż ostrzeżenia. Popatrzyłem na niego, uśmiechnąłem się i poszedłem dalej w dół. Nigdzie po drodze nie spotkałem, ani nie usłyszałem wspomnianego misia. O tej porze roku jelenie mają rykowisko i być może to one zostały pomylone z niedźwiedziem, co się często zdarza.

Osiągnąłem wysokość Strążyskiej Doliny. Obejrzałem się w kierunku Giewontu, którego zbocza od tej strony były pokryte śniegiem.

Ostatnia prosta ku wyjściu z doliny upłynęła bardzo szybko. Przy wejściu stał bus, który zawiózł mnie wraz z innymi turystami do centrum Zakopanego.

Wracałem zadowolony z tej wycieczki. Choć rano myślałem o kolorach jesieni, to wracałem z kolorami zimy.  :)



Zdjęcia wykonane w 2014 roku.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Orłowo

Ruiny kościoła p.w. św. Antoniego Padewskiego w Jałówce

Tatry – Rusinowa Polana